czwartek, 1 maja 2014

L'occitane. Pierwsza część hitów kwietnia.

Dawno mnie nie było za co bardzo Was wszystkich przepraszam, ale sporo się działo. 

Zanim opowiem Wam o moich kosmetycznych hitach z tego miesiąca (myślę, że będę wrzucać kilka części tego wpisu) ostrzegę Was przed kupowaniem lakierów OPI. Dostałam przy okazji różnych imienin i innych tego typu dni 14 małych buteleczek (och, jakie szczęście, że małych!).

Wszystkie lakiery zgęstniały zupełnie (otworzyłam je koniec lutego/początek marca), nie da się ich dobrze, równomiernie rozprowadzić na płytce, często dopiero trzecie warstwa daje zadowalający efekt, pomalowane paznokcie błyskawicznie stają się matowe a po jednym dniu mam sporo odprysków (nigdy lakiery nie trzymały się u mnie dobrze, ale jeden dzień to naprawdę przesada!

Z plusów, doskonała pojemność i ładne kolory, ale to naprawdę mało jak za taką cenę…. 

Kolejne zakupowe rozczarowanie to Lusch….. Tyle się dobrego naczytałam, że uznałam, że musze ich wypróbować, szczególnie, że w Szwajcarii mam ich sklepów pod dostatkiem… 

Zdecydowałam się na kostki do masażu oraz pastę do zębów w tabletkach. zawiodłam się na obsłudze, która owszem, niby miła, ale nie informuje o promocjach (myślę, że jestem nieco rozpieszczona i gdyby taka obsługa była w Polsce byłabym szczęśliwa).

Pasa w tabletach- ja zdecydowałam się na DIRTY pastylki leżą czekając na lepsze jutro… Może w podróży faktycznie by się sprawdzały… Smak pastylek dla mnie jest naprawdę okropny, zupełnie nie czuję po umyciu zębów świeżości ani zapachu. Plus jest taki, że zęby są bardzo gładkie 

Jeśli chodzi o kostki do masażu to testowałam tę z nasionkami i tu plus za bardzo ładny zapach, ale minus za tłusty film, który zostawia, i brak obiecanego efektu odprężenia. 

Kolejne dwie kostki to te, które mają redukować skórkę pomarańczową. Zapach niezbyt przypadł mi do gustu, efekt zerowy. 

Teraz myślę o kupnie peelingu do ust, ale jestem zupełnie nieprzekonana… Raczej nie zdecyduję się na kolejne odwiedziny w Lusch’u.

Ok, ostrzeżenie mamy za sobą, to teraz pora na hity. 


W tym miesiącu kupowałam sporo, zatem zaczynamy :) 
Srece moje zdobyła w tym miesiącu firma L’occitane. 
Pierwszy zakup jaki u nich zrobiłam to kosmetyczna z produktatmi wiosennymi (ujęła mnie sama kosmetyczka, produktami zachwyciłam się później :) )
W mojej kosmetyczne wykonanej z jakiegoś wodoodpornego tworzywa znalazłam kilka miniatur: 
  1. Płyn do kąpieli o zapachu lawendy. Nie jestem szczególną fanką kąpieli, ani lawendy, ale dla tego płynu mogę zawsze robić wyjątek… Pachnie bardzo naturalnie i jakiś taki niezbyt męczący sposób, po kąpieli nie mam uczucia ściągniętej, przesuszonej skóry a u mnie to naprawdę spora ciekawostka. Piana jest dość obfita, ale bardzo krótko się utrzymuje. Nie uczuję konieczności użycia balsamu po kąpieli a to przy mojeje bardzo suchej skórze prawdziwy cud.
  2. Mydło o zapachu werbeny. Bardzo ładny zapach, dość długo utrzymuje się na dłoniach. Po aplikacji nie miałam suchych rąk a sama kostka cały czas utrzymywała dość ładny kształt. Papier w który była zapakowana mieszka w mojej szafie i sprawia, że ubrania dość ładnie pachną. Fajne mydełko, warto skorzystać wtedy kiedy jest w jakimś większym zestawie, bo jak na samo mydełko cena jest dość wysoka.
  3. Werbenowy żel pod prysznic. Zapach jak marzenie. Energetyzuje, powoduje, że poranny prysznic jest naprawdę przyjemny. Nie wysysza skóry, ale również nie nawilża zbyt mocno. Jest bardzo wydajny, choć polecam używać myjki, bo sam z siebie niezbyt mocno się pieni. 
  4. Piwoniowa woda toaletowa. Zapach dość ciężki mnie raczej kojarzy się z zapachem babci. Mam flakonik w torebce na wypadek gdybym zapomniała poprefumować się wychodząc z domu. 

Kolejny zakup L’occatinowy to mleczko do ciała z serii Mimoza i Akacja. Kupiłam je na promocji w Globusie za 9CHF (nie jest to wersja miniaturowa) i muszę powiedzieć, że bardzo żałuję iż skusiłam się tylko na jedno opakowanie. Zapach obłędny, spokojnie utrzymuje się na skórze cały dzień (często używam jako zastępstwo dla perfum). Mleczko jest lekkie, idealne na rano. Wchłania się błyskawicznie, tuż po aplikacji mogę się spokojnie ubierać (wspominałam, że NIENAWIDZĘ gdy kosmetyk zostawia tłusty film? ) 
Wydaje mi się, też, że mleczko do ciała zawiera jakieś drobinki, które lśnią w słońcu (taki mi się wydaje, zawsze jak przypominam sobie, żeby to sprawdzić jest już dawno po słońcu. 
Polecam wszystkim, jako dodatek do pielęngnacji, ale wydaje mi się, ze dla niezbyt suchych skór mleczko sprawdzi się jako jedyny kosmetyk nawilżający. 

Kolejne odkrycie to seria migdałowa o której więcej opowiem w kolejnej notatce, która pojawi się, mam nadzieję niebawem. 

Jeśli chodzi o zdjęcia- niestety nie tym razem, gdyż internet nie pozwoiłby mi och wrzucić. 
Przy okazji, powiedzcie mi dobre dusze, co sądzicie o L’occitane. Czy chcielibyście bym opisywała dokładniej składy produktów (dopiero raczkuję w świecie kosmetyków naturalnych czy może ekologicznych, a wydaje mi się że wszystkie informacje odnoście składów można znaleźć na stronie producenta) 

Wiosennie pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz